Strona:PL Doyle - Tragedja Koroska.pdf/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

murzyn przypełznął z powrotem do pułkownika Cochrane’a.
„Mahomet Ali zgadza się.“ — oznajmił. — „Poszedł założyć wędzidła w nosy jeszcze trzem wielbłądom. Ale to jest warjactwo i wszyscy lecimy na śmierć. Teraz niech pan pójdzie ze mną, obudzimy kobiety i powiemy im, cośmy uradzili“.
Pułkownik pobudził towarzyszy i oświadczył im, na co się gotuje. Belmont i Fardet byli gotowi na wszelkie ryzyko. Stephens, który nie przejmował się zbytnio perspektywą biernej śmierci, teraz wpadł w konwulsyjny wprost strach na myśl o czynnej próbie zapobieżenia jej i zaczął drżeć całem swojem długiem i chudem ciałem. W pewnym momencie wyciągnął Baedeckera i usiłował coś napisać na jego luźnej kartce, ale ręka tak mu skakała, że wyrazy były prawie nieczytelne. Przez jakąś niezrozumiałą tresurę prawniczej myśli śmierć, nawet gwałtowna, byle tylko przyjęta ze spokojem, mieściła się w ustanowionym porządku rzeczy, lecz śmierć, która chwyta galopujących obłąkańczo przez pustynię, była zupełnie nieprawidłowa i psuła wszelkie szyki. Bał się nie złego wyniku, ale upokorzenia przez bezpłodny bunt.
Pułkownik Cochrane i Tippy Tilly przy-