Strona:PL Doyle - Tragedja Koroska.pdf/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na tę postać o wybitnie egipskim typie, pełną dostojeństwa, z potężnemi ramionami skrzyżowanemi na piersiach, imponującą nawet w ruinie, w muzeum w Gizeh.
Dla jeńców płaskorzeźba była posłanniczką nadziei, dowodem, że znajdują się jeszcze na gruncie egipskim. „Raz już kiedyś zostawili tu swój bilet, mogą to uczynić znowu“ — żartował Belmont i wszyscy próbowali się uśmiechnąć.
Niespodziewanie widok stał się, dużo milszy dla oka. W bolesnem pustkowiu po obu stronach gościńca pojawiać się zaczęły od czasu do czasu małe wysepki zieleni, — dowód, że woda podskórna była płytko pod powierzchnią. Aż wtem nagle droga zapadła się w kolistą jamę z grupą najdelikatniejszych palm i miękką zieloną murawą na dnie. Ten jasny płat spokojnej zieleni na tle nagiej pustyni świecił w słońcu jak najczystszy szmaragd w oprawie polerowanej miedzi. Ale nietylko uroda jego zachwycała, była to także obietnica na przyszłość: woda, cień, — wszystko czego pragnąć tylko może utrudzony wędrowiec. Nawet Sadie odżyła na ten utęskniony widok, i zmordowane wielbłądy zaczęły węszyć i parskać, wyciągając długie szyje. Po wrogiej dziczy pustynnej zdawało się wszystkim, że nie widzieli jeszcze nigdy nic bardziej uroczego.