mu księdzu czy mulle, który się do nas wybiera, że my naprawdę trochę już zmiękliśmy na tym punkcie. Zastanawiając się nad naszem położeniem, sądzę, że niema w tem nic podejrzanego. A potem, kiedy przyjdzie, możemy odegrać komedję i niby to naprawdę udawać zainteresowanych, prosić o dalsze wyjaśnienia i w ten sposób przewlec sprawę o dzień czy dwa. Jak myślisz, czy to nie byłoby najlepsze wyjście?“
„Niech pan robi jak pan uważa za właściwe“ — rzekł Manzor. — „Ja już panu powiedziałem, co myślę. Jeżeli pan chce, żebym pomówił z mułłą, zrobię to naturalnie. To ten gruby, niski jegomość z siwą brodą, na brunatnym wielbłądzie. Muszę pana uprzedzić, że ma między nimi sławę jako specjalista od nawracania i jest wielce dumny z tego, to też lepiej, żeby nawracając państwa, nie czuł, że robi wam krzywdę“.
„Więc powiedz mu w takim razie, że jesteśmy zupełnie gotowi,“ — mówił pułkownik. — „Nie przypuszczam, aby padre mógł był zajść tak daleko, ale teraz, kiedy umarł, możemy sobie pozwolić na podobną przesadę. Pomów z nim, Manzorze, a jak się dobrze sprawisz, chętnie zapomnimy ci przeszłość. Przy sposobności: czy Tippy Tilly nic ci nie mówił?“
Strona:PL Doyle - Tragedja Koroska.pdf/149
Ta strona została przepisana.