Strona:PL Doyle - Tragedja Koroska.pdf/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Wad Ibrahim wziąłby, owszem, ale emir Abderrahman to jest straszny człowiek, Radzę państwu nie sprzeciwiać mu się.“
„Ty sam co zrobiłeś? Także jesteś chrześcijanin?“
Twarz Manzora zalała się ogniem.
„Byłem wczoraj rano. Może jutro rano będę znowu. Służę Panu póki to, czego żąda, jest rozsądne, ale tu stało się inaczej.“
Odjechał między strażników ze swobodą, która dowodziła, że po zmianie religji przebywa tu na zupełnie innej stopie, niż wszyscy więźniowie.
Tak więc zarobili parę godzin zwłoki, chociaż jechali ciągle pod grozą śmierci. Co jest takiego w życiu, że się go tak wszyscy czepiamy? Nie rozkosze przecie, boć i ci, dla których istnienie jest długą męką, cofają się z krzykiem, gdy śmierć — uśmierzycielka wyciąga ku nim dobroczynne ramiona. Nie stosunki, bo zmieniamy je wszystkie, nim przebieżymy tę szeroką drogę, aż po kres, którego nie uniknie żaden, syn ani córa człowiecza. To strach przed zagubieniem siebie, tego najdroższego wewnętrznego „ja“, które pozornie tak dobrze znamy, choć ono wiecznie dokonywa czynów najzupełniej dla nas samych niespodziewanych. Dla niego to zdecydowany