Strona:PL Doyle - Tragedja Koroska.pdf/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chrétien. J’y reste“ — z elegancją, ale i z fałszywą nutą w każdem zdaniu.
„A co pan?“ — zapytać Manzor Stephensa błagalnym głosem. — „Jeżeli pan się nawróci, to ich wprawi w dobry humor. — Zaklinam, niech pan zrobi, jak żądają.“
„Nie, nie mogę“ — odpowiedział spokojnie adwokat.
„To może pani, panno Sadie? Może panna Adams? Trzeba tylko powiedzieć to odrazu, a będą panie uratowane.“
„O, ciociu, czy naprawdę?“ — jęczała wystraszona dziewczyna — „Czy byłby taki wielki grzech to powiedzieć?“
Ciotka objęła ją ramieniem.
„Nie, nie, maleństwo moje, odwagi! Samabyś się znienawidziła za to kiedyś. Trzymaj się mnie i módl się, dziecko, jeżeli cię siły opuszczą. Stara ciotka cały czas będzie cię trzymała za rękę.“
Na chwilę stali się bohaterami ci zmaltretowani poszukiwacze wrażeń. Wszyscy patrzyli w twarz śmierci, a im bardziej zbliska ją widzieli, tem mniej czuli trwogi. Zdawali sobie raczej sprawę z pewnego rodzaju ciekawości, obok nerwowego dreszczu, takiego, z jakim zwykle siadamy na fotelu u dentysty. Dragoman uczynił ruch rękoma, jak człowiek,