Strona:PL Doyle - Tragedja Koroska.pdf/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„To ich obecny naczelnik“ — odpowiedział Cochrane.
„To znaczy, że przejmuje władzę tamtego?“
„Tak, pani“ — odparł dragoman — „on jest teraz nad wszystkimi.“
„To lepiej dla nas. Przypomina mi Eldera Matthew z czasów księdza Smitha. Bądź co bądź wolę być w jego ręku, niż w mocy tego czarnego djabła z palącemi oczami. Sadie, dziecko, jak się czujesz? Chłodniej jest teraz, prawda?“
„Tak, ciociu, bądź spokojna o mnie. A ty jak się masz?“
„Lepiej się trzymam, niż z początku, kiedy to ci dałam taki zły przykład, Sadie. Byłam do niczego, tak nagle to się stało, i ta obawa, co powie twoja matka, która mi ciebie powierzyła. Boston Herald napisze o nas napewno na pierwszej stronie. Wiem, że są ludzie, których to zaboli...“
„Biedny ksiądz Stuart!“ — krzyknęła Sadie, gdy monotonny, brzęczący głos znowu dobiegł ich uszu. — „Chodź, ciociu, zobaczymy, czy nie można mu jakoś pomódz.“
„Jestem niespokojny o panią Schlesinger i dziecko“ — mówił pułkownik Cochrane. — „Widzę żonę pana, ale nikogo więcej.“