Strona:PL Doyle - Tragedja Koroska.pdf/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ VI.

Tak więc Korosko był wzięty i odsiecz, której wyglądali i wszystkie owe mozolne obliczenia czasu i odległości, stały się bezcielesną marą, jakby obłoki niebie. Nikt nie da znać do Halfy, dopóki się nie okaże, że statek nie wrócił wieczorem. Nawet teraz, gdy Nil był już tylko wąską zieloną wstążką na skraju widnokręgu, pogoń jeszcze nie wyruszyła. Do kraju derwiszów jest wszystkiego sto mil, a może nawet i nie tyle. Jaka więc wątła nadzieja, aby wojsko egipskie ich odbiło! Zapadli wszyscy w niemą rozpacz, z wyjątkiem Belmonta, którego straż odepchnęła, kiedy chciał biedz do żony.
Oba oddziały jeźdźców złączyły się. Arabowie z powagą i godnością witali się i zawiązywali rozmowy, murzyni szczerzyli zęby, paplali i krzyczeli w niesfornej wesołości, któ-