Strona:PL Doyle - Tajemnica oblubienicy i inne nowele.pdf/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rzała na mnie śmiało i udzieliła mi następujących, nadzwyczaj ciekawych informacyi:
«Przyrzekłam mojej przyjaciółce — rzekła — że zachowam tę sprawę w tajemnicy, a nie zwykłam łamać danego słowa. Ale w obec tego, że pani Barclay grozi tak ciężkie i straszne oskarżenie, w obec tego, że leży chora, bezprzytomna i nie może zeznawać, jest moim obowiązkiem nie taić niczego. I, o ile zdołam, chętnie panu dopomogę w pańskich usiłowaniach, opowiem dokładnie wszystko, co zaszło w ubiegły poniedziałek. Posiedzenie w zakładzie św. Jerzego zakończyło się około trzech kwadransy na dziewiątą. Pożegnałyśmy obecne panie i ruszyłyśmy w stronę domu. Musiałyśmy przechodzić przez ulicę Hudson, która zwykle o tym czasie bywa cicha i pusta. Po lewej stronie ulicy paliła się latarnia. Przechodząc koło niej, spotkałyśmy jakiegoś człowieka, który wyglądał jak kaleka. Głowę miał wrośniętą głęboko między ramiona, na plecach garb, nogi wykrzywione, całe ciało pogięte w dziwacznej linii. Na plecach niósł jakąś skrzynkę, przewieszoną pasami przez ramiona. Garbus spojrzał na nas pod latarnią, przystanął i zawołał strasznym głosem: «Boże mój, to przecież Nancy!» Pani Barclay zbladła jak trup i byłaby upadła na ziemię, gdyby nie to, że kaleka podtrzymał ją ramieniem. Chciałam już przywołać policyę, ale spostrzegłam ku