— Nie mam roweru.
Holmes wydostał suwerena.
— Powiadam panu, że roweru nie mam. Dam panu parę koni. Te zawiozą pana do zamku.
— Niech i tak będzie — zakończył Holmes — A teraz chciałbym co zjeść, później zaś pogadamy.
Weszliśmy do kuchni i gospodarz pozostawił nas samych.
Rzecz szczególna, jak prędko noga przestała Holmesa boleć! Od rana nie jedliśmy nic, więc ultra-skromna wieczerza bardzo nam smakowała. Holmes, spożywszy jadło, pogrążył się w myślach i chodził po kuchmi, przystając od czasu do czasu przed oknem. Okno to wychodziło na brudny dziedziniec. W kącie znajdowała się mała kuźnia, w której pracował jakiś zamorusany chłopak. Po drugiej stronie były stajnie. Noc zaczęła szybko zapadać.
Nagle Holmes zerwał się z krzesła, na którem był usiadł i krzyknął głośno:
— Teraz mam! Zdaje mi się, że mam!
— Co? Co?
— Tak, tak być musi! Przypominasz sobie, że widzieliśmy na błocie ślady krów?
— Gdzie?
— Wszędzie. Naprzód na bagnie, potem na ścieżce, a potem znowu w tem miejscu, gdzie zginął ten biedaczysko Heidegger.
Strona:PL Doyle - Tajemnica oblubienicy i inne nowele.pdf/144
Wygląd
Ta strona została skorygowana.