też odrazu bezsilny. Zaledwie dowlókł się do drzwi, w których stał jakiś starszy człowiek, brudny i odpychającej postaci, palący fajkę.
— Jak się pan ma, panie Reuben Hayes? — spytał Holmes.
— Kto pan jesteś, i skąd wiesz, jak się nazywam? — spytał ów człowiek, mierząc nas nieufnym wzrokiem. Oczy miał bardzo przebiegłe.
— Przecież nazwisko pańskie jest na szyldzie u góry — odparł spokojnie Sherlock. — Łatwo zresztą poznać człowieka, który siedzi na progu własnego domu. Czy nie ma pan w wozowni czegoś nakształt bryczuszki?
— Nie. Nie mam.
— Widzi pan, że ledwie idę.
— To nie chodź pan.
— Ależ nie mogę nogi postawić na ziemi.
— To skacz pan i koniec.
Obejście pana Reubena było, jak widzimy, dalekiem od uprzejmości. Ale Holmes przyjął to z dziwnym spokojem umysłu.
— Ale człowiecze — zawołał — tu przecież nie mogę zostać. Muszę odjechać stąd, a w jaki sposób, to już mi obojętne.
— Mnie również — odparł gospodarz.
— Mam ważną sprawę w Holdernesse Hall. Dałbym panu suwerena za pożyczenie memu przyjacielowi roweru, aby udał się tam i sprowadził konie.
Strona:PL Doyle - Tajemnica oblubienicy i inne nowele.pdf/142
Wygląd
Ta strona została skorygowana.