Strona:PL Doyle - Tajemnica oblubienicy.pdf/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go, on nie spojrzał na nią wcale. I słusznie tak czynił, skoro chciał pozostać niewzruszonym, bo błagalnemu wyrazowi jej twarzy, trudnoby się było oprzeć.
— Czy gniewasz się na mnie, Robercie? — zapytała. — Zaręczam ci, że nie masz żadnego powodu.
— Nie usprawiedliwiaj się pani — przerwał lord z goryczą.
— Wiem, że postąpiłam z tobą, niewłaściwie powinnam była powiedzieć ci o wszystkiem, zanim opuściłam dom. Ale postradałam zupełnie równowagę umysłu, kiedy ujrzałam mojego drogiego Franka, nie wiedziałam, co mówię, nie wiedziałam, co robię. Dziwię się teraz tylko, że nie zemdlałam odrazu przy ołtarzu.
— Może życzy sobie pani — przerwał Sherlock Holmes — abyśmy wraz z moim przyjacielem wyszli z pokoju na tę chwilę wyjaśnień.
— Jeżeli wolno mi wypowiedzieć swoje zdanie — zabrał głos obcy pan — to i tak już zanadto długo robiliśmy tajemnicę z tej sprawy. Niech cały świat dowie się o wszystkiem, mnie nic na tem nie zależy.
Mówiący być młodym, zgrabnym człowiekiem, twarz miał opaloną słońcem, ogoloną bystre spojrzenie, żywość ruchów.
— A zatem opowiem w krótkości nasze dzieje — rzekła młoda kobieta — Frank i ja poznaliśmy się w roku 1884 w Mc. Quires Camp u podnóża Gór Olbrzymich, gdzie ojciec posiadał ko-