Strona:PL Doyle - Szerlok Holmes - 11 - Lekarz i jego pacyent.pdf/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Naturalnie nie miałem nic przeciwko temu i młody człowiek wysunął się z gabinetu. Wtedy zacząłem wypytywać chorego o symptomaty jego cierpienia, notując starannie jego odpowiedzi. Stary jegomość nie odznaczał się wcale bystrością umysłu, miejscami dawał bardzo niewyraźne, a nawet wymijające odpowiedzi, co jednakże przypisywałem brakowi znajomości języka angielskiego. Nagle, podczas kiedy zajęty byłem notowaniem podawanych przez niego szczegółów, zamilkł zupełnie. Zdziwiony, podniosłem głowę i ujrzałem go leżącego na fotelu, bez czucia, sztywnego zupełnie, z oczami w słup postawionemi, — najwidoczniej miałem przed sobą atak tej ciekawej choroby. W pierwszej chwili poczułem dla nieszczęśliwego litość i współczucie, lecz przyznaję szczerze, ogarnięty ciekawością badacza, zapomniałem o wszystkiem, nawet o należnym mu ratunku. Starannie badałem puls, notowałem temperaturę ciała, sprawdzałem sztywność i naprężenie muskułów, jak również zdolność reagowania na refleksy mechaniczne. Wszystkie te próby dawały mi wyniki najzupełniej zgodne z mojemi dotychczasowemi obserwacyami, może tylko cokolwiek słabsze, gdyż i atak nie wydawał mi się zbyt silnym. Nareszcie pomyślałem o ratunku. Ponieważ dotychczas w praktyce swojej zauważyłem, że gaz amylninowy przynosi ogromną ulgę tego rodzaju chorym, postanowiłem i w tym razie użyć tego doskonałego środka i w tym celu pobiegłem do mego laboratoryum, gdzie stała flaszeczka z amylninem. Nie znalazłszy jej na miejscu, zacząłem jej gorączkowo szukać, co zabrało mi około pięciu minut czasu. Jakie jednak było moje zdumienie, kiedy po powrocie zastałem gabinet pustym.
Bez namysłu poskoczyłem do poczekalni, lecz i tutaj nie było nikogo, — syn zniknął razem z ojcem. Drzwi od sieni nigdy podczas wizyt nie były zamykane, pilnował ich tylko służący, który na głos mojego dzwonka miał obowiązek wpuszczać i wypuszczać chorych. Tym razem lokaj, którego, mówiąc nawiasem, przyjąłem bardzo niedawno, zeszedł na chwilę i wyjścia moich gości nie widział wcale. Tak więc cała sprawa pozostała dla mnie zagadką.
Byłem pewien, iż nigdy już nie ujrzę szanownego szlachcica i jego