Strona:PL Doyle - Szerlok Holmes - 06 - Człowiek z blizną.pdf/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i w roku 1887 ożenił się z córką miejscowego piwowara, która później obdarzyła go dwojgiem dzieci. Nie miał on właściwego zawodu, lecz brał udział w różnych przedsiębiorstwach. Regularnie codziennie rano udawał się on do miasta, a powracał o godzinie piątej po południu pociągiem. Pan St. Clair ma teraz lat trzydzieści siedem; jest to człowiek poważny, dobry mąż, czuły ojciec; znajomi lubią go. Do tego mogę dodać, że obecnie długi jego, o ile udało się sprawdzić, wynoszą osiemdziesiąt osiem funtów, a gotówka, złożona w banku — dwieście dwadzieścia funtów. Niema najmniejszego powodu przypuszczać, że miał jakieś troski pieniężne.
— W ostatni poniedziałek pan Neville St. Clair udał się do miasta wcześniej, niż zwykle. Mówił, że ma do załatwienia dwa ważne interesy i że przywiezie synkowi swemu drewienka do stawiania domków. Tego samego dnia, wkrótce po odjeździe St. Clair’a, żona jego otrzymała depeszę, że jeden z oczekiwanych przez nią pakietów znacznej wartości odebrany być może w urzędzie pocztowym towarzystwa okrętowego Aberdeen. Jeśli znasz dobrze Londyn, to wiesz, że zakłady tego towarzystwa mieszczą się przy Fresno Street, która łączy się ze Swandam Street, gdzieś mnie dziś znalazł. Pani St. Clair zjadła drugie śniadanie, poczem udała się do miasta, zrobiła kilka sprawunków, odebrała na poczcie przesyłkę i właśnie o godzinie 4 minut 35 szła przez Swandam Street w kierunku dworca. Rozumiesz mnie dotąd?
— Tak, wszystko przecie jest zupełnie jasne.
Przypominasz sobie zapewne, że w poniedziałek było nadzwyczajnie gorąco. Pani St. Clair szła wolno, oglądając się naokół w nadziei, że ujrzy dorożkę. Kiedy tak szła po Swandam Street, usłyszała nagle krzyk i osłupiała z przerażenia. W oknie na drugiem piętrze stał jej mąż, patrzył na nią i kiwał. Okno było otwarte, więc widzieć mogła doskonale jego twarz, która, według opowiadania pani St. Clair, była straszliwie wzburzona. Kiwnął na nią kilka razy gwałtownie ręką, poczem znikł z okna tak nagle, że, jak się zdaje, musiano go oderwać stamtąd przemocą. Mimo to udało się jej dostrzec, że choć mąż jej miał na sobie ten sam ciemny surdut, jak przy odjeździe z domu, ale nie miał na szyi ani kołnierzyka ani krawata.
— Przekonana, że panu St. Clair musiało się coś wydarzyć, zbiegła po schodach — bo był to właśnie ów dom, gdzie się znajduje jaskinia