Strona:PL Doyle - Szerlok Holmes - 03 - Dziwna posada.pdf/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pewnego lipcowego ranka siedziałem jeszcze przy śniadaniu w mojej pracowni, zaczytany w jakiejś lekarskiej gazecie, kiedy zabrzęczał dzwonek i ku wielkiej mojej niespodziance usłyszałem nagle ostry nieco głos mego dawnego towarzysza.
— Kochany mój Watsonie — rzekł, wchodząc — cieszę się bardzo, widząc cię znowu! Mam nadzieję, że i żona twoja ma się zupełnie dobrze?
— Dziękuję ci — obydwoje mamy się doskonale! rzekłem, ściskając serdecznie podaną mi dłoń.
— Tak, to dobrze — rzekł, siadając w biegunowym fotelu — ale mam także nadzieję, że przy zajęciach zawodowych nie zapomniałeś też zupełnie o różnych ciekawych zagadnieniach psychologicznych, które rozwiązywaliśmy nieraz wspólnie?
— Wcale nie. Nie dawniej nawet jak wczoraj przeglądałem różne moje dawne notatki i dopisywałem z pamięci różne uwagi i wspomnienia.
— Nie uważasz jednak chyba swego zbioru za zamknięty już zupełnie?
— Naturalnie że nie i pragnę go niejednem nowem wspomnieniem dopełnić, niejedną jeszcze przeżyć z tobą przygodę!
— Możeby tak naprzykład dzisiaj?
— Choćby i dziś, jeżeli zechcesz!
— Choćby nawet wypadło jechać do Birmingham?
— Wszędzie, gdzie zechcesz!
— A twoja praktyka?
— Przejmuję zawsze chorych mego kolegi, ile razy on zmuszony bywa wyjechać, on znów jest zawsze gotów wyświadczyć mi tę samą usługę!
— To się wybornie składa! zawołał Holmes, poczem, przymknąwszy