Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wszyscy, z wyjątkiem jednego, byli w pełni młodości.
W każdym innym kraju uważanoby ich za szczęśliwych, gdyby byli podpułkownikami, lub co najwyżej pułkownikami; lecz nieustające wojny i nowy system, przyznający wszystko zasłudze raczej niż latom, był dla nich powodem szybkiego awansu.
Z kapeluszem pod pachą, z ręką na rękojeści szpady, zebrali się wkoło i rozprawiali z żywością.
— Czy pan należy do arystokracji? — zapytał mnie Gérard.
— Tak, jestem krewny Rohan’w i Montmorency’ch.
— Więc będzie pan miał pojęcie, jakich zmian dokonała Rewolucja we Francji, skoro się pan dowie, że czterech z tych dygnitarzy — i wskazał na kółko generałów i marszałków — byli: jeden garsonem w traktjerni, drugi przemytnikiem, tamten bednarzem, a tamten znów malarzem pokojowym: to Murat, Massena, Ney i Lannej.
Ogarnęło mną niewypowiedziane wzruszenie.
Jakie nazwiska!... Ukazały mi się już wyryte na czele historji!
Prosiłem Gérarda, żeby zechciał pokazać mi tych dwóch świetnych oficerów, których sława wyrównała prześć kastową.
Świetnych oficerów nie brak tutaj! — zauważył Gérard; pótem podkręcając wąsa, dodał: Są nawet bardzo młodzi, którzy niebawem przewyższą starszych, mam nadzieję... Patrz pan, na prawo, to Ney.
Zobaczyłem mężczyznę z rudemi włosami, krótko ostrzyżonemi, z szeroką, kwadratową szczęką: mina prawdziwego boksera angielskiego.
— Nazywamy go Piotr czerwony, albo Lew czerwony — rzekł mój towarzysz. Utrzymują, że jest najodważniejszy z całej armji, choć w rzeczywistości nie odważniejszy od wielu innych, których mógłbym wymienić.
— A ten generał obok niego? — zapytałem.