Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Teraz na pana kolej! — krzyknął Anglik głosem ochrypłym.
— Nie, wpierw napełnij pan swoją szklankę.
— Już!...
— A więc „na cześć kuli armatniej, która urwała rękę Nelsona!...“
W tej chwili dostałem szklanką porto w samą twarz, nazajutrz biliśmy się z Fairleyem. Zraniłem go w ramię.
Kiedy wieczorem stanąłem przy małem okienku, Eugenja narwała liści laurowych, zrobiła wianek i włożyła na moją głowę nazywając swoim rycerzem.
Mój pojedynek nie narażał mnie na żadne śledztwo sądowe, lecz nie wolno mi było mieszkać dłużej w Ashford.
Jeżeli wuj Bernac miał rzeczywiście na tyle wpływu, aby nazwisko moje kazać wykreślić z listy wygnańców, jedyna przeszkoda, jaka zamykała kraj przedemną już nie istniała.
W tej chwili marzenia moje przerwał patron statku szarpnięciem brutalnem.
— He! przyjacielu! — krzyknął — trzeba przejść do łodzi.
Odepchnąłem natręta i zrobiłem uwagę, że byliśmy jeszcze w znacznej odległości od brzegu.
— Jak się wam podoba! — mruknął. — Siadajcie do lodzi, albo płyńcie aż do wybrzeża; co do mnie nie ruszę się z tego miejca.
Napróżno przedstawiałem, że zapłacony jest za to, że mnie na ląd wysadzi.
— Ah! tak, suto zapłacony! — drwił wilk morski.
Następnie zwrócił się do jednego z majtków:
— Jim, zwiń żagle, mój chłopcze.
A kiedy pytałem, jakie ma zamiary:
— „Vixen“ za godzinę wyrusza z powrotem — odpo-