Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pomiędzy wzgórzami nad wybrzeżem przeglądały dachy czerwone Etaples, Ambleteuse i kilka innych wiosek rybackich.
Wprost przed nami ciągnął się ten przylądek bardzo długi, bardzo wąski, na który patrzyłem jak się ognie na nim zapalały na chwilę przed mojem wylądowaniem.
Wreszcie, hen, w dali, na krańcach horyzontu, nagromadzenie mgieł i chmur, a w niem coś niewyraźnie majaczącego; to była Anglja; Anglja, gdzie upłynął mój wiek dziecinny i która po Francji drugie miejsce w mojem sercu zajmowała.
Obecnie całą moją uwagę zwróciłem na huzarów.
Ach! wpadałem w uniesienie na myśl, że to byli ci sami ludzie, którzy zdobyli na polu bitwy sławę odwagi europejskiej i że w tym małym oddziale drgała dusza całej wielkiej armii.
Jednak nie mieli nic wspaniałego ani w wyglądzie, ani w mundurach. Lecz na swoich ogromnych koniach, w butach zabłoconych, dolmanach wytartych, w pasach bawolich i z cuglami zmiętemi przez długie używanie, mieli takie marsowe miny!
Wszyscy byli szczupli, twarze słońcem i wichrem spalone, gęste faworyty, wielkie wąsy; niektórzy mieli kolczyk w uchu.
Zatrzymałem wzrok na jednym bardzo młodym chłopcu, prawie dziecku, który miał faworyty tak samo gęste jak najstarszy z żołnierzy.
Po chwilowem jednak przypatrzeniu się, zauważyłem, że te, niby faworyty były kawałkami czarnego wosku, przylepionymi po bokach obu policzków.
— Ależ tak, fałszywe! — rzekł porucznik, świadek mojego zdziwienia. — Pojmuje pan, że chłopak w tym wieku — ma on zaledwie lat ośmnaście — nie może mieć podobnego zarostu!,. Musimy uciekać się do takiego fałszu, aby nie psuć