Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i tak za dużo czasu straciliśmy. Za pięć minut musimy być w drodze.
Wuj wziął mnie za rękę i pociągnął delikatnie w aleję, którą Sybilla odeszła.
— Muszę z tobą pomówić przed odjazdem — mruknął. — Wybacz, iż odrazu przystępuję do rzeczy, lecz nie mamy czasu... Widziałeś swoją kuzynkę Sybillę?.. Chociaż jej humor dzisiejszy nie może uprzedzić na jej korzyść, zaręczam ci, że jest to dziewczyna bardzo miła i dobra... Wspomniała przed chwilą o projekcie połączenia, jaki powziąłem... Przyznaję, iż nie byłoby dla mnie nic przyjemniejszego nad małżeństwo, zbliżające dwie gałęzie naszej rodziny i kładące kres wszelkim nieporozumieniom.
— Na nieszczęście — odpowiedziałem — są ku temu przeszkody.
— Jakie?
— Zobowiązanie mojej kuzynki z panem Lesage...
— Łatwe do zerwania — zaśmiał się wuj.
— ... i moje z panną de Choiseul.
Rzucił mi okrutne, dzikie spojrzenie i głosem urywanym:
— Ludwiku — rzekł — dobrze się zastanów. Nie można bezkarnie krzyżować moich zamiarów!..
— Już się zastanowiłem, wuju.
— Patrz na ten park — rzekł — na te lasy, pola, na zamek, w którym żyli twoi przodkowie — powiedz słowo, a wszystko to twoje...
Wspomniałem mały domek z cegły w Ashford, bladą i słodką twarzyczkę Eugenji, pochyloną w oknie w obramowaniu pęków róż laurowych.
— Nie, nie mogę!.. — zawołałem stanowczo.
Błysk wściekłości zapałał w stalowych oczach starego.
— Gdybym to był przewidział — mruknął pomiędzy zębami — byłbym cię pozostawił w rękach Toussac’a.
— Tego jestem pewny, wuju. Wszystko jedno, miło mi