Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Kuzynko, masz rację! — zawołałem.
— Czy ja mam rację!.. Spojrzyj na niego, wypatruje nas przez okno swego gabinetu...
Chodziliśmy dokoła trawnika. Podniosłem oczy i ujrzałem martwą i żółtą twarz wuju Bernac.
Widząc się odkrytym, skinął nam ręką i uśmiechnął się.
— Oto dlaczego ocalił ci życie — ciągnęła Sybilla. — Uważając cię za przyszłego małżonka córki, przyznaj, że nie mógł postąpić inaczej. Tylko, skoro będzie musiał wyrzec się swoich haniebnych wyrachować, bądź pewny kochany Ludwiku, że dla unicestwienia dochodzeń praw własności ostatniego potamka de Laval’ów, nie zawaha się unicestwić tegoż potomka.
Zwierzenia mojej kuzynki, sardoniczny wyraz tej twarzy, która nas z okna szpiegowała, objawiły mi naraz wielkość niebezpieczeństwa, na jakie byłem narażony.
Nikt we Francji mną się nie interesował; nikt nie podjąłby najmniejszych poszukiwań, jeżelibym znikł... Byłem zatem zupełnie w mocy nędznika, o którym wiedziałem, co potrafi.
Wiedziałem z doświadczenia, do jakiej ostateczności dochodziły nienawiść jego i hypokryzja i jak trudno było ustrzedz się zasadzek stawianych zręcznie i z niewypowiedzianą przewrotnością.
— Ależ, Sybillo, ojciec wie o zobowiązaniu twojem?
— Tak, i to co mnie najwięcej niepokoi. Biada tym, którzy stają w poprzek jego zamiarom! Drżę o ciebie i siebie, mój kuzynie, lecz drżę przedewszystkiem o Łucjana!..
Łucjan!..
Imię to błysnęło w mojej pamięci, jak światło w ciemnej nocy.
Jakto? Sybilla, kobieta dumna, dzielna, kochała tego ślamazarnego tchórza, który tej nocy, w owej ruderze włóczył się z płaczem u nóg wuja Bernac!.. Dziwna aberacja serca!.