Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Minąwszy długie aleje wysypane żwirem rzecznym i osadzone cisami, strzyżonemi piramidalnie, wyszliśmy przed front zamku.
Nie mogłem oderwać oczu od szerokich łukowych okien i szarych wyniosłych wieżyczek, zakończonych dachówką.
Prawe skrzydło było z tej samej epoki jak front, zachowało jeszcze zębate mury i strzelnice; lewe zaś, przebudowane, wznosiło się białe, z elegancką werendą i masą roślin pnących.
Ze sposobu, w jaki Sybilla wskazywała mi każdy nowy szczegół, domyślałem się, że to mieszkanie było jej drogiem.
Tłómaczyła się z dziwnego swojego położenia:
— Wstydzę się, mój kuzynie, robiąc ci honory domu, który podług mnie nie przestał nigdy być twoim... Nie na ciebie wcale zła byłam zrazu, lecz na nas, którzy jak pasorzyty rozgościliśmy się w gnieździe przez innych zbudowanem... Ah! nie śmiem oczu podnieść ze wstydu na myśl, że ojciec zaprasza cię do twojego własnego domu!...
— Być może — odparłem — iż za długo w nim pozostawaliśmy, w tem gnieździe, być może, wypędzając nas z niego, Bóg chciał odrodzić nasz ród zniewieściały przez wieki całe dostatku i spokoju i zmusić do odbudowania własnemi rękami zburzonego szczęścia.
— Masz zamiar udać się wprost do cesarza, kuzynie?
— Tak.
— Wiesz, że jest stąd bardzo blisko w Boulogne?
— Wiem o tem.
— Lecz twoja rodzina jest wygnana z kraju, czy się nie obawiasz?
— Nigdy nie byłem wrogim dla cesarza; niema mi nic do zarzucenia. Pójdę do niego śmiało i zażądam, żeby mnie wcielił do jednego ze swoich pułków kawalerji.