Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mi bronić ciebie dzisiejszej nocy, gdyby koledzy moi podejrzewali nasze pokrewieństwo. Wybacz niezwykłe przyjęcie, lecz okoliczności tak nakazywały. Pewny jestem wreszcie, że Sybilla pomoże mi, abyś zapomniał...
Uśmiechnął się do córki, która nie przestawała patrzeć na mnie chłodno.
Przypatrywałem się tej sali jadalnej o ścianach misternie rzeźbionych, o trofeach z broni, herbach, głowach dzikich zwierząt przy lustrach między oknami, i powoli zaczęło mi się rozjaśniać w pamięci.
Tak, poznałem ją teraz, tę salę... Poznałem także krajobraz roztaczający się w półkole po za oknami: stare dęby o pniach miedzianych, park spuszczający się na dół w tarasach, grabinę, trawniki i, tam dalej, morze!..
A więc byłam w Grosbois!.. A ten człowiek obciśnięty w liche ubranie tabaczkowe, ten człowiek z chytrą twarzą, ten podły szpieg, był tym samym, który ojca mojego zdradził, który go wywłaszczył!..
A jednak on mi życie ocalił!..
W głowie miałem straszny chaos.
Siedzieliśmy przy stole.
Mój wuj jedząc, tłómaczył mi jeszcze powody, dla których chciał zachować incognito.
— Zgadłem odrazu, że to ty — dodał — gdyż jesteś żywym portretem ojca. Wiesz, że pan de Laval miał opinję najpiękniejszego mężczyzny w całej okolicy. Ty prawie tak samo jesteś piękny.
Ukłoniłem się z uśmiechem.
— ...W dodatku, niema tobie podobnych paniczów, którzyby spacerowali w nocy po wybrzeżu, a że ja oczekiwałem ciebie... — powtórzył spoglądając w moją stronę.
Ja się ani poruszyłem.
— ...To co mnie bardzo zadziwiła — zaczął — to, że