Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Lesage bił się pięścią w czoło.
— Szpieg! — powtarzał. — Karol szpieg!... Ależ ty byłeś największym rewolucjonistą z nas wszystkich! Ile razy wykładałeś nam twoje przekonania krańcowe!...
I nagle inna myśl przyszła mu do głowy:
— Więc Sybilla także? Nie, nie, Sybilla, to niepodobieństwo! Karolu, powiedz, że żartujesz, powiedz!...
Twarz starego rozjaśniła się.
— Pochlebia mi twoje zdziwienie — rzekł. — Rzeczyczywiście, dobrze odegrałem moją rolę! Nie moja wina, że psa puścili! Wreszcie, jednego tylko ująłem, lecz przynajmniej zuchwałego i niebezpiecznego spiskowca.
Mówiąc to, trzymał ciągle rękę za ubraniem na piersiach. Wysunął ją, lecz w taki sposób, aby pokazać kolbę pistoletu.
— Nie, to się na nic nie zda — rzekł w odpowiedzi na poruszenie młodego człowieka — zostaniesz tu żywy albo umarły.
Lesage zaczął płakać i mówił:
— Ah! jesteś bardzo mądry! Wszystko jedno, ciekawy jestem, jak wytłómaczysz cesarzowi twoje postępowanie... gdyż nie zdołasz zabronić mi mówić.
— To prawda — zrobił uwagę stary i — skierował lufę pistoletu na Lesage’a.
— Jeszcze nie zdecydowałem, w jakim stanie cię wydam — rzekł. — Lepiej będzie nieżywego.
Podczas walki Toussaca z psem drżałem ze zgrozy; lecz teraz niewytłómaczone uczucie mną owładnęło: jednocześnie wstyd, obrzydzenie, litość, połączone z rozpaczą, że znajdowałem się w tej dziurze przeklętej.
Tak, patrząc na tego młodzieńca eleganckiego, wątłej postawy, z twarzą poetyczną, przeznaczonego do cichego szczęścia, pociągniętego pomimo woli zapewne, silną wolą i przewagą obcą, niezdolnego wypełnić roli, jaką mu narzucono,