Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A teraz — ryknął Toussac — uciekajmy!
I popędził za drzwi.
Lesage, który podczas walki z psem, przyczołgał się pod drzwi, zerwał się na nogi po ucieczce Toussaca.
— Ah! tak, Karolu, uciekajmy!... — krzyknął.
Lecz staruszek, niezmieszany, zamknął drzwi i schował klucz do kieszeni.
— Mój kochany — rzekł — jedyna rada jaką ci dać mogę, to jest zostań tu...
Lesage spojrzał na niego z osłupieniem najpierw, potem z wyrazem nieokreślonego strachu.
— No, Karolu, żartujesz, wszak prawda?
— Ani myślę!...
— Ależ za kilka minut będzie tu policja!...
— Ma się rozumieć.
— A więc uciekajmy!...
— Nie, pozostaniemy tu, gdzie jesteśmy.
— Zwarjowałeś chyba! Wreszcie zostań, jeżeli masz ochotę; co do mnie, odchodzę.
Pobiegł do drzwi, lecz stary zastąpił mu drogę i zatrzymał ruchem rozkazującym.
— Łucjanie, jesteś tylko głupcem oszukanym... Rozumiesz? nędznym głupcem, wystrychniętym na dudka!
Lesage osłupiał. Naraz rozjaśniło mu się w mózgu.
— Ty... ty, Karolu... szpiegiem?!... — wyjąkał.
— Tak, ja.
I stary roześmiał się cicho, takim śmiechem, od którego krew mi w żyłach zamarła.
— Ty, który byłeś duszą naszego stowarzyszenia — zaczął Lesage — ty, prezes naszego tajnego komitetu, ty któryś nas wszystkich pociągnął! Oh! Karolu, złem jest to, co robisz!.. Słyszysz, nadchodzą, pozwól mi uciec! Błagam, pozwól uciec!...
Stary pokiwał głową.