Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pomiędzy Francją i Anglją, będziemy skazani na tę ukrytą grę, na pozostawanie pod władzą pośredników oszukańców. Gdyż, wierz mi pan, nie brakuje kawy ani tytoniu i tabaki w Tuileries. Cesarz sam najmniej dziesięć filiżanek mokki pije na dzień; jednak wie dobrze, że ten artykuł nie rośnie w cieplarniach Malmaison... Cóżby on zrobił, cobyśmy zrobili, wielki Boże! bez przemytników?...
I dodał obojętnie:
— Czy pan jest także handlujący?
Zrobiłem ruch przeczący.
Spostrzegłem, że irytowała go moja ostrożność.
Co do mnie, byłem przekonany, że kłamie bezwstydnie.
Dziwny fakt, im więcej przypatrywałem mu się, tem więcej stawał mi się antypatyczny.
Twarz jego o rysach wykwintnych, delikatnych, prawie kobiecych, przybierała chwilowo wyraz podstępny, który wstręt we mnie budził, jak dotknięcie żmiji.
Nikczemność spoczywała w głębi jego źrenic marzących; ruchy kociej giętkości, głos słodki i pochlebny, zdradzały grunt nikczemny i niskie instynkty.
Posiadał inteligencję, lecz bez wyższych porywów, bez uniesień, bez wesołości, szczerości, jakby coś podejrzywał lub czatował na co i sam nie wiedząc dlaczego, zacząłem się go obawiać, przez intuicję, przez przeczucie.
Znów zaczął:
— Przebacz, panie Laval, iż zrazu byłem z tobą niedowierzającym. Odkąd cesarz jest w tych okolicach, obsaczeni jesteśmy chmarą szpiegów... Nic dziwnego, każdy strzeże swoich interesów na tym świecie!... Twarz pana i ubranie nie należą do tych, których spotyka się wśród nocy na skraju trzęsawiska.
Była to właśnie uwaga, jaką zrobiłem sobie co do jego osoby.
— Powtarzam panu — rzekłem stanowczo — że jestem