Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Często w nocy nawiedza mnie twarz władcy, ta twarz zagadkowa, z bladem czołem, z oczyma gorejącemi dumą...
Staram się tedy przeniknąć tajemniczą jego duszę... badam go!...
O czem on marzył, ten żołnierz szczęśliwy, ten dorobkiewicz krwi i wojny?...
Dokąd on chciał się wznieść? Jakich szczytów dosięgnąć?...
Jaki to był szał ambicji, któremu poświęcił te miljony ludzi zagrzebanych dziś w palących piaskach Afryki i lodowych stepach Rosji?
Co byłby zrobił, gdyby nie był skręcił karku w strasznym upadku?... To pozostało tajemnicą!...
Czy był mądry?... Czy był wspaniałomyślny?...
— Nie; lecz był Wielki!...
Jaka okrutna nauka dla ludzkości, kiedy się pomyśli, że ten, który kreślił granice Europy nowoczesnej i który kształtował Francję jak miękką glinę, który wywracał trony i przed którym drżały cesarstwa, zmuszony jest z kolei stanąć przed sądem ludów!...
Jednak nie wszystko z nim umarło.
Podczas kiedy on spoczywa pod wspaniałą kopułą inwalidów, duch jego panuje nad światem, imię jego rozbrzmiewa w historji.
Jedni pisali o nim z naganą, drudzy, aby go wychwalać.
Ja próbowałem odmalować go takim, jakim mi się ukazał na najwyższym szczeblu potęgi: jak człowiek potężnego umysłu, zdolny wszystko przedsięwziąć, czynny, niezmęczony podczas pokoju, tak samo jak podczas wojny, nie liczący nigdy na przypadek, zuchwały i czujny; godne podziwu narzędzie Boga, ażeby sprowadzić zbłąkany naród na drogę porządku i zmienić oblicze świata...

KONIEC.