Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W piąć minut dotarliśmy do szczytu tego wzgórza, gdzie przeklęty łotr się zaprzepaścił... Nikogo!... Przeszukaliśmy wzrokiem do koła... Nokogo!...
Straszny niepokój mną ogarnął. Łzy wściekłości w oczach poczułem.
— Naprzód! — wrzasnął Gérard, w którym krew gaskońska zawrzała. — Naprzód!... Tą drogą na prawo, może dogonimy zbiega!
I biegł już z dobytą szablą.
— Czekaj pan! — krzyknąłem — tu jest ścieżka na Izwo...
— A więc jeddź nią, ja pojadę drogą... starajmy się znaleść ślad.
W tej samej chwili, luźny koń przemknął koło nas... Był to czystej krwi rumak, z ogonem na wiatr, z wędzidłem białem od piany.
— Koń Savary’ego — krzyknąłem. — Zatem Toussac niedaleko!...
Gérard skoczył z konia i zaczął poszukiwania w gąszczu. Zrobiłem tak samo. I oto chodziliśmy, podnosiliśmy kamienie, przeglądali każdą rozpadlinę. W ten sposób doszliśmy do wrębu głębokiej kopalni kamieni, której wnętrze kredwate odcinało się w szarym mroku... Ani sladu Toussac’a!..
— Do stu szatanów! to djabeł chyba nie człowiek — rzekł Gérard.
Ja się zastanawiałem; powolna praca odbywała się w moim mózgu. Czy ja już widziałem tę kopalnię?
Ależ tak, przypomniałem sobie obecnie!... Wnj Bernac, podziemie, Grosbois...
Teraz wszystko się wyjaśniało. Wściekłość Toussac’a po odebraniu listu, przyniesionego do „Czerwonego Młyna“ przez kobietę; układ, jaki proponował generałowi Savary, aż do tego biegu szalonego po przez piaszczyste wzgórza.
Kochanka doniosła mu o zdradzie starego Bernac’a. To