Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przytaknąłem głową.
Proszę zatem, kochane dziecko, przyjedź do Grobois w tych dniach dla wybrania drobnostek jakie będziesz chciał zabrać. Nie odmawiaj, toby mi wielką przykrość sprawiło.
— Przyjadę, wuju.
— Kiedy? — zapytał.
Coś w brzmieniu jego głosu, w wyrazie siwych oczu, obudziło we mnie podejrzenie straszne. Przypomniałem sobie ostrzeżenie Sybilli.
— Skoro dowiem się, jakie będą moje obowiązki przy cesarzu — odpowiedziałem.
— Zatem, w przyszłym tygodniu? — rzekł niezadowolony. — Ah! Ludwiku, czekam cię z niecierpliwością... Wydaje mi się, że sumienie będę miał spokojniejsze, skoro zwrócę ci te przedmioty.
Uścisnął mi rękę i wsunął się w tłum, c z bardziej zwarty.
Stałem, rozmyślając nad zaproszeniem wuja, gdy naraz usłyzzałem wymówione moje nazwisko.
Podniosłem oczy i zobaczyłem pana de Caulincourt.
— Otóż pierwsze twoje ukazanie się na cesarskim dworze, panie de Laval!... — zawołał z wesołością, która odrazu wpływała dobrze na zaczepionego. — Wszystko jedno, nie będziesz wcale odosobniony dziś wieczór. Są tu starzy przyjaciele twojego ojca, którzy będą zachwyceni ze zrobienia znajomości z panem... Widziałeś już niektórych wysokich dostojników?...
— Tak, widziałem marszałków w sali obrad: Ney’a z twarzą boksera angielskiego, Lefebvre’a z ustami kaimana i Bernadotte’go, u którego nos dominuje.
Caulincourt uśmiechnął się.
— A więc rzekł — oto jest Rapp, także z głową, okrągłą jak bania i Janot, ten śliczny chłopiec z czarnemi faworytami. Ci dzielni wojownicy, jacy oli nieszczęśliwi!