Przejdź do zawartości

Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
II.
Trzęsawisko.

Przy schyłku dnia zmęczony podróżnik zatrzymuje się i ze szczytu wysokiego wzgórza patrzy na drogę, którą przebiegł... Nie widzi już na niej ani zawrotów, ani przeszkód. Spadzistości, na które musiał się wdrapywać, przepaście, jakie otwierały się pod jego nogami, ciernie na których zostawił strzępy własnego ciała, wszystko to zlewa się w jedno i ginie pod osłoną nocy. I dziwi się teraz, kiedy dobija do celu, że tak się wahał przy drogach rozstajnych, że czuł się niekiedy tak bardzo znużonym, tak strasznie zniechęconym.
Człowiek, przy schyłku życia, widzi już tylko jak we mgle wypadki swej młodości. Napróżno w pewnych chwilach stara się wskrzesić w umyśle wspomnienie cierpień, zwątpień namiętności; wszystko się rozpada, wszystko zaciera w mrokach przeszłości.
I dziwi się teraz, kiedy już otrzymał, jakby ciche ostrzeżenie śmierci, że tak bardzo cierpiał, płakał dla rzeczy zapomnianych, skończonych...
Jest jednak okoliczność w życiu mojem, którą pamiętam z jasnością zadziwiającą, a jest nią ta noc burzliwa, w której powróciłem do Francji.
Dziś jeszcze, skoro tylko odetchnę ostrom i słonem powietrzem morza, przenoszę się myślą na to puste wybrzeże, po którem nogi moje stąpały z radością, gdyż to była ziemia drogiej mojej ojczyzny.
Podnosząc się z ziemi, schowałem najpierw woreczek z pieniędzmi do wewnętrznej kieszeni ubrania.
Wynająłem go przed chwilą, chcąc wynagrodzić marynarza, który pomógł mi na ląd wysiąść. Wyznaję szczerze, iż długo wahałem się zanim dałem mu jedną z monet złotych, miałem bowiem wewnętrzne przekonanie, że był on bogatszy odemnie. Zacząłem od wyjęcia pól korony, potem schowałem