Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W podnieceniu wielkiem pobiegła aż do kominka, gdzie uprzedziła ją pani de Remusat.
Obydwie upadły na krzesła i skuliły się, jak zmokłe kurki, podczas gdy cesarz tupał nogami, gestykulował i rzucał przekleństwa:
— Ty, Constant, ty!... — krzyczał. — Oto jak mi służysz!... Czy nie masz już rozumu w głowie! A ja, czy skazany jestem na wieczne szpiegostwo żony?... Wszyscy ludzi mają swobodę we Francji, wyjąwszy cesarza!... Ah! Józefino, tym razem skończone wszystko pomiędzy nami. Wczoraj jeszcze wąchałem się, czy ciebie odepchnąć, dziś, mam już postanowienie niezłomne.
My wszyscy obecni tej scenie dalibyśmy dużo za to, żeby skryć się w jaką dziurę.
Co do cesarza, jego nasza obecność tyle obchodziła, jak gdybyśmy byli sprzętami.
Było to jego zwyczajem maltretować publicznie swoich oficarów, swego sekretarza, a nawet żonę.
Nagany, wymysły, udzielane w ten sposób wydawały się jeszcze cięższe temu, kto je odbierał.
Nikt z otoczenia nie mógł uniknąć tej strasznej tortury,, ażeby być postawionym pod pręgierz wobec tłumu.
Józefina niezdolna odpowiedzieć na taki potok wyrzutów, płakała z rękami na twarzy, z ładną szyją pochyloną na kolana.
Pani de Remusat płakała także, a skoro cesarz zamilkł na chwilę, słychać było stłumione łkanie obydwóch kobiet.
Od czasu do czasu cesarzowa odwarzyła się zrobić nieśmiałą uwagę o niewierności małżonka, lecz to pobudzało go więcej.
W punkcie kulminacyjnym uniesienia doszedł do takiej pasji, że cisnął szyldkretową tabakierkę na ziemię i zmiażdżył ją obcasem, jak rozkapryszone dziecko niszczy zabawkę.
— Moralność!... — krzyknął głosem dzikim. Ależ mo-