Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Cztery dni, cztery długie dni upłynęły bez wiadomości od Sybilli, ani słowa także nie słyszałem o cesarzu, ani o moim wuju.
Pojechałem do Boulogne. Wynająłem przy ulicy des Vents, w poblużu kościoła św. Augustyna, mały pokoik nad sklepem piekarza, nazwiskiem Vidal.
Przeszłego roku odwiedziłem ten pokoik; coś mnie ciągnęło, żeby zobaczyć raz jeszcze miejsce, w którem żyłem, czułem, kochałem.
Pokoik nie zmienił się wcale. Ten sam papier w niebieskie kwiaty, te same meble mahoniowe.
Stojąc przy oknie, przypatrywałem się starym pożółkłym sztychom, wiszącym na ścianach popiersiu Jana Bart’a, stojącemu na wązkim marmurze nad kominkiem, drobiazgom rozstawionym na komodzie i stoliku.
— Moje serce też się nie zmieniło — mówiłem sobie.
Lecz naraz, w źwierciadle wiszącem naprzeciw mnie, ujrzałem twarz pomarszczoną, oczy przygasłe, brodę białą.
Niestety! jaka zgrzybiałość!...
Nie, to nie był już człowiek wrzący młodością, gwałtowny, z przed lat wielu, który teraz patrzył na to wszystko, lecz starzec posępny, zreumatyzmowany.
Ażeby odwrócić bieg myśli, zacząłem patrzeć przez okno.
Wzgórza nadbrzeżne jaśniały tak samo kredową białością, morze rozbijało swe fale z głuchym jękiem.
Tam to, w tej okolicy opuszczonej teraz, na piaskach, gdzie rosły zaledwie suche chwasty, wielka armia obozowała!...
Serce rzuciło mi się w piersiach. Zdawało mi się, że widzę oficerów głównego sztabu krzyżujących się, roznoszących rozkazy, chmury kurzu, bagnety, szable błyszczące; zdawało mi się, że słyszę galop koni, wesołe fanfary, bicie w bębny... Nicość próżności ludzkiej!
Wielka armia rozpierzchła się, jak chmury wiatrem pę-