Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kiedy podniosłem głowę, ujrzałem porucznika Gérard’a zatopionego w kontemplacji Sybilli, której wykwintna sylwetka rysowała się na tle błękitnego horyzontu.
— Stefanie, to jest kobieta, jakiej ci potrzeba!... — mruczał. — Co za oczy!... Co za uśmiech!... I nie obawiała się cesarza!... Do licha, jaka to amazonka! Stefanie, mój chłopcze, ta kobieta, jak gdyby dla ciebie stworzona!
Mówił w ten sposób, dopóki młoda dziewczyna nie znikła po za piasczystemi wzgórzami. Potem:
— Pan jesteś bratem ciotecznym panny Bernac? — zapytał.
— Tak — odpowiedziałem.
— Nie wiem, co ona przemyśla; lecz czegoby tylko zażądała odemnie, wszystko zrobię!...
— Mój kochany poruczniku, ona chce, żebyśmy ujęli Toussac’a...
— Wybornie!
— ...Dla ocalenia życia panu Lucjanowi Lesage, jej narzeczonemu.
— Ah!
Gérard zmarszczył czoło. Pomimo to dobra jego natura wzięła górę.
— Sacrebleu! — rzekł — jeżeli to może ją uczynić szczęśliwą, wszystko poświęcę!
Wyciągnąłem do niego rękę; uścisnął mi ją silnie.
— Huzarzy Berniszońscy stoją tam, gdzie pan widzi te dwa szeregi przy lancach. Na pierwszy alarm daj mi znać, panie de Laval, szabla moja jest do twojego rozporządzenia. Żegnam pana! Do widzenia!...
Zawrócił zręcznie z prawdziwie dobrym humorem francuskim, który odbijał się nawet w poruszeniach czerwonego pióropuszu na kasku, w fałdach dolmana i błyszczących ostrogach.