Strona:PL Doyle - Pamiętniki Holmsa, słynnego ajenta londyńskiego, T1.pdf/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 34 —

tawnu i schował. Gdym mu to wszystko odzwierciadlił, przyznał się nareszcie, dbając już tylko o swoję skórę.
— Ale przecież stajnie w Kepltawnie rewidowali?
— Ha, ha! To sądzisz, że taki stary wyga nie potrafi zatrzeć śladów swego szelmostwa?
— Ale jakże? pozostawiasz konia w jego rękach? przecie go może skaleczyć lub przyprawić o jaką ułomność?
— Mój drogi! Będzie go strzegł, jak oka w głowie! Wie dobrze, że od tego zależy jego własna całość.
— Zdaje się, że pułkownik Ross nie należy do tych, którzy lekko takie sprawy traktują.
— Ach! nie chodzi mi o pułkownika Rossa! Robię zawsze, jak mi się podoba i nie myślę wcale opowiadać wszystkiego, co wiem. Na tem polega moja wyższość śledcza, jako osoby prywatnej. Nie wiem, czyś zwrócił uwagę, ale pułkownik nie był względem mnie osobliwie grzeczny, mam zamiar przeto zabawić się nieco jego własnym kosztem. Przedewszystkiem, nic mu nie mów o koniu.
— Naturalnie, jeżeli tego pragniesz.
— A zresztą koń, nawet tak znamienity, głupstwem jest wobec pytania, kto zabił Strakera.