Strona:PL Doyle - Pamiętniki Holmsa, słynnego ajenta londyńskiego, T1.pdf/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
– 162 –

gdzie nie było widać jego zgrabnej figury. Szukając go, zostałem zaczepiony przez jakiegoś włoskiego księdza i pomogłem mu rozmówić się z tragarzem, który nie mógł ani rusz zrozumieć jego łamanej angielszczyzny, by wyprawić bagaż do Paryża. Raz jeszcze obszedłem platformę i wróciłem do wagonu; tam zastałem siedzącego już owego włoskiego księdza; chciałem mu tedy zwrócić uwagę, że wagon ten jest zajęty i że wsiadł tu przez pomyłkę, zaniechałem jednak, nie chcąc łamać sobie języka włosczyzną, gorszą jeszcze chyba od jego angielszczyzny. Począłem wyglądać przez okno, wypatrując mego druha. Zimno mnie przejmowało na myśl, że może co złego stało się podczas nocy. Wreszcie zatrzaśnięto drzwi wagonów, rozległ się dzwonek, a wraz z nim głos tuż obok mnie:
— Mój kochany Watsonie! mógł byś się przynajmniej przywitać ze mną.
Obejrzałem się zdumiony. Zgrzybiały księżyna patrzał na mnie badawczo. I oto jednej chwili zmarszczki na jego twarzy drgnęły i zginęły, nos się wyprostował, podbródek opadł, dolna warga już nie zwisała, oczy mętne patrzały znowu z ogniem po junacku, a postać zgarbiona stała się znów prostą i sprężystą. Przedemną stał Holms, lecz tylko przez chwilę.
— Boże! krzyknąłem mimowoli, — jakeś mnie nastraszył!