Strona:PL Doyle - Mumia zmartwychwstała.pdf/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Cztery minuty upłynęły.
Smith przyłożył rewolwer do skroni Bellinghama. W oczach miał wyraz nieugiętego postanowienia.
— Dobrze, dobrze — krzyknął Bellingham — zrobię to.
Z gorączkowym pośpiechem wziął nóż i kiereszował twarz mumji, spoglądając ciągle wokół siebie, aby się przekonać, czy rewolwer gościa ciągle jest przeciw niemu skierowany. Pod ciosami noża mumja rozpadała się w kawałki. Żółty gęsty pył opadał na ziemię i sprzęty. Suche zioła kruszyły się i ciemnym deszczem opadały na ziemię. Nagle z hałasem kręgosłup zwalił się na ziemię, a za nim posypały się zczerniałe kości.
— A teraz w ogień to wszystko — rozkazał Smith. Płomienie zasyczały, obejmując swym palącym uściskiem te suche, czarne szczątki. Po twarzach obu mężczyzn ściekał pot. Ale jeden z nich tylko schylał się i pracował, podczas gdy drugi siedząc spokojnie pilnował go i obserwował. Gęsty dym zaczął się unosić z kominka. Przykry swąd spalonych kości i włosów rozchodził się w powietrzu. Za kwadrans z mumji nr. 249 nie pozostało nic oprócz zwęglonych szczątków.
— No, cóż, czy pan zadowolony? — mruknął Bellingham, rzucając swemu prześladowcy spojrzenie, w którem malowała się nienawiść i zarazem trwoga.
— O, jeszcze nie. Chcę usunąć cały ten pański materjał. Dość mamy tych sztuczek djabelskich. Do ognia z temi suchemi liśćmi. One mogą pozostawać w jakimś związku z pańskimi czarodziejskiemi sztukami.
— I cóż jeszcze? — zapytał Bellingham, skoro liście zostały już pożarte przez płomienie.
— A teraz jeszcze ten rulon papyrusu, który leżał na stole owej nocy. Ten papyrus jest w szufladzie, nieprawdaż!
— Nie, nie — krzyknął Bellingham — niech go