Strona:PL Doyle - Mumia zmartwychwstała.pdf/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przez okno. Chcę, żebyś zobaczył to co ja widziałem.
Za chwilę wyglądali obaj przez okno w górnej sali, skąd roztaczał się widok rozległy. Aleja wiodąca do willi i pola z obu stron leżące oddychały spokojem i ciszą, skąpane w srebrzystym świetle księżyca. Nie było widać nikogo.
— Wiesz Smith — rzekł Peterson — że gdybym nie wiedział, iż jesteś człowiekiem, który się nie upija, to przypuściłbym... Cóż u licha tak cię nastraszyło?
— Zaraz wszystko opowiem. Ale gdzie on mógł pójść, o proszę patrzeć teraz doktorze, proszę patrzeć, na skręcie drogi, tuż na wprost nas.
— Tak jest, widzę, niepotrzebnie szczypiesz mnie w ramię. Widzę, że ktoś przechodzi. Zdaje się, że to jakiś mężczyzna wysoki, bardzo wysoki i bardzo chudy. A ty co widzisz? Drżysz ciągle jak liść?
— Byłem w szponach djabła, oto wszystko. Ale zejdźmy na dół, opowiem ci doktorze całą historję.
Zeszli.
W wesołem świetle lampy z kieliszkiem wina przed sobą opowiadał Smith przyjacielowi po kolei wszystkie wypadki, które łączyły się w tak dziwny łańcuch od owej nocy, gdy znalazł Bellinghama zemdlonego w obliczu mumji, aż do okropnego swego przeżycia ostatniego wieczoru.
Oto rzekł wreszcie, jak przedstawia się ta tajemnicza sprawa. Wszystko to razem jest monstrualne, nieprawdopodobne, a jednak prawdziwe.
Dr. Peterson siedział dłuższy czas, trwając w milczeniu, na twarzy jego widać było usilną pracę myśli i wielkie zakłopotanie.
Rzekł wreszcie:
— Nigdy w życiu nie słyszałem o czemś podobnem. Ale to co słyszę, to są fakty, z których należy wyciągnąć wnioski.
— Wyciągnij je sam, doktorze.
— Chciałbym jednak wiedzieć, jakie ty wycią-