Strona:PL Doyle - Mumia zmartwychwstała.pdf/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
IX.

Następnego poranka Smith nic nie słyszał o swym sąsiedzie, natomiast Haarrington odwiedził go popołudniu i powiadomił, że Lee powrócił już prawie zupełnie do normalnego stanu zdrowia.
Przez cały dzień Smith pracował pilnie, chcąc nadrobić stracony czas, ale nad wieczorem postanowił złożyć wizytę swemu przyjacielowi, drowi Petersonowi. Ładny spacer i przyjacielska rozmowa z rozumnym człowiekiem oddziaływują zawsze dobrze na podrażnione nerwy. W momencie, gdy przechodził koło drzwi Bellinghama, drzwi te były zamknięte. Skoro jednak Smith już na ostatnim stopniu schodów odwrócił głowę, zobaczył swego sąsiada, który spoglądał za nim z uchylonych drzwi.
Smith szedł szybko, wciągając z rozkoszą w płuca łagodne, wiosenne powietrze. Na niebie jaśniał sierp księżyca, siejąc srebrne światło, na ocienioną drzewami drogę. Powiewał lekki, świeży wiaterek. Białe, wełniste chmurki przelatywały po błękicie wieczornego nieba. Wkrótce Smith znalazł się poza obrębem domów na gościńcu pachnącym świeżo rozkwitłymi bzami. Z gościńca skręcił na samotną, mało uczęszczaną ścieżkę, wiodącą do domu jego przyjaciela. Chociaż nie było jeszcze zbyt późno, Smith nie spotkał nikogo na swej drodze. Sprężystym krokiem szedł naprzód w kierunku długiej, piaskiem wysypanej alei, wiodącej do mieszkania dra Petersona. Był już tak blisko, że widział sympatyczne światło, które idąc od okien przesiewało swój blask poprzez liście drzew. Mimowoli obejrzał się poza siebie na drogę, którą tylko co przebył. Zobaczył, że coś szybko podąża za nim, w cieniu drzew bez szelestu, niby widmo. Była to jakaś istota o nieokreślonych ciemnych zarysach, zaledwie że widzialna na tle atmosfery wieczornej. Z każdą chwilą zmniejszała się odległość, pomiędzy tą istotą a Smithem. Gdy wreszcie