Strona:PL Doyle - Mumia zmartwychwstała.pdf/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

to uwagi Smitha, który postanowił go zgnębić i odpłacić za te drwiny.
— Zmartwi to pana bezwątpienia jeszcze więcej, gdy pan się dowie, że Lee ma się zupełnie dobrze i że nie grozi mu już żadne niebezpieczeństwo. Pańskie piekielne sztuczki zawiodły tym razem. Och, niech mnie pan nie usiłuje wprowadzić w błąd swoją bezczelnością. Wiem o wszystkiem.
Bellingham odstąpił krok wstecz i patrząc na rozgniewanego medyka, przymknął drzwi do połowy, jak gdyby się chciał zasłonić przed napadem.
— Czyś pan oszalał — zawołał. — Co pan chce przez to powiedzieć? Panu się zdaje, że ja brałem jakiś udział w przygotowaniu wypadku, który zdarzył się Lee.
— Tak jest — zagrzmiał Smith. — Pan, nikt inny tylko pan i ten worek starych kości, który tam jest poza panem. Wy ułożyliście to pomiędzy sobą. Mówię panu prawdę w oczy, panie Bellingham. Nie pali się obecnie na stosach takich ludzi jak pan, ale mamy jeszcze kata w Anglji, który wiesza. I na Świętego Jerzego przysięgam, że jeżeli jeszcze komuś z kolegjum zdarzy się coś złego w czasie pańskiego tutaj pobytu, to zawiśniesz na stryczku. Moja w tem głowa.
Przekona się pan, że pańskie djabelskie sztuczki egipskie nie popłacają w Anglji.
— Ależ pan dostałeś ataku szału — rzekł Bellingham.
— Niech i tak będzie, ale pan niech sobie zapamięta to co mówię, bo przekona się pan, że ja dotrzymuję słowa.
Bellingham zatrzasnął drzwi, a Smith drżąc z wściekłego gniewu, powrócił do swego mieszkania. Zamknął drzwi starannie od zewnątrz. Nie mógł tej nocy pracować ani spać. Prawie całą noc przepędził bezsennie, paląc fajkę i rozmyślając o dziwnych wypadkach ubiegłego wieczoru.