Strona:PL Doyle - Mistrz z Krocksley.pdf/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Lecz oto myśliwi znaleźli się wśród pastwisk, które wówczas przegradzano wysokiemi parkanami. Była to zgoła nieoczekiwana przeszkoda, gdyż marnowano czas na zsiadanie z koni i odsuwanie wrót, kiedy każda chwila decydowała o wszystkiem! Czas ten musieli potem nadrabiać i pędzić przez pola ze zdwojoną szybkością. Lecz wiedzcie o tem, panowie, że działo się to w tych błogich czasach, kiedy ludzkość nie znała przeklętego telegrafu. Jeżeli gentleman nie mógł przesadzić płotu, wolno mu było nawet połamać ogrodzenie. Zresztą nieuzasadnione łamanie płotów nie należało do rzeczy przyjemnych i przyzwoitych.
Wat Danbury i łowczy wypadli teraz na drogę wiejską, pełną wybojów. Trzeba było zwolnić biegu. Z jakiejś fermy wybiegł na drogę włościanin i jął dawać różne znaki wymachiwaniem rąk, że chce coś powiedzieć. Ale tamci nie mieli już czasu na rozmowy, gdyż chodziło im głównie o to, aby nie tracić z oczu psów, które w tej w chwili minęły wieś i znalazły się w polu. Droga poszła w górę i konie grzęzły niemal po kolana w świeżo zoranej ziemi. Znalazłszy się na wzgórzu, zwierzęta zaczęły ciężko sapać. Dopiero zachęcił je do dalszego biegu rozległy widok niziny, wiodącej do południowych diun. Pośrodku wyrastała