Strona:PL Doyle - Mistrz z Krocksley.pdf/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wat Danbury usłyszał trzask i coś go uderzyło w łokieć. Obejrzawszy się za siebie, zobaczył wyrzucone w górę myśliwskie buty, uwikłane w cierniowych gałęziach. To potknął się koń dojeżdżacza wycofując w ten sposób swego jeźdźca z szalonej jazdy... Danbury i łowczy powstrzymali swe konie na chwilę, ale widząc, że dojeżdżacz wstaje bez poważnego szwanku, pomknęli znowu naprzód.
Łowczy Jos Clark był znakomitym jeźdźcem: znano go i wychwalano w pięciu sąsiednich hrabstwach. Ale tym razem zbyt zaufał sobie i wziął na polowanie klacz zapasową, która, jak to panom wiadomo, zawsze zdradzi w ostatniej chwili. Zresztą ten koń miał wiele dobrych zalet i powodowany przez doświadczonego jeźdźca szedł znakomicie. Ale Wat Danbury osiągnął przewagę. Jego samopoczucie i humor myśliwski powracały do stanu normalnego, a jak to zwykle bywa usposobienie jeźdźca udziela się w znacznym stopniu i koniowi. To też silna i wypróbowana klacz Matylda poprostu mknęła lotem błyskawicy. Jej pęd szalony sprawiał wrażenie, że zwierzę to jest uosobieniem latawca, którego zbudowano nie z krwi i mięśni, ale ze stali i prętów rogowych. Wat nie miał nigdy zdarzenia, aby Matylda wyczerpywała swe siły, więc teraz próbował jej wytrzymałości z tem większem zadowoleniem.