Strona:PL Doyle - Mistrz z Krocksley.pdf/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jakoś nie widział. Nie słyszano również, aby ktokolwiek krzyknął „hallo!“, co oznaczałoby, że zwierzę pokazało się. Zresztą nic dziwnego, bo miejscowość była mało zaludniona a po drodze nikogo nie spotykano.
Tak więc awangardę stanowiło sześć osób: pastor Jeddls, squize Foley, łowczy, dwuch dojeżdżaczy i Wat Danbury, który zapomniał już o posępnej przepowiedni doktora, o białej gorączce i o wszystkiem na świecie. Konie mknęły, dotykając zaledwie ziemi. Ale jeden z dojeżdżaczy musiał zawrócić, aby spędzić spóźnione psy, więc zostało w awangardzie tylko pięciu. Wkrótce potem zwolnił biegu squize Foley, który ze względu na dychawicznego konia wolał znajdować się w tyle. Pozostali myśliwi nie dali za wygraną i przemknęli cztery czy pięć mil w szalonym pędzie brzegiem rzeki. Ponieważ po wilgotnej zimie była odwilż, konie ślizgały się, wyrzucając z pod kopyt strumienie wody i błota.
Wreszcie przeciął im drogę most. O zwykłem polowaniu nie było już mowy, tylko czterej myśliwi zostali panami położenia. Lis wpadł na most. A wiecie panowie, że lisy nie znoszą zimnej kąpieli i w tym wypadku podobne są do ludzi, którzy nie lubią niepotrzebnie marznąć. Więc ów lis puścił się przez most i czmychał na południe.