Strona:PL Doyle - Mistrz z Krocksley.pdf/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nowczo, niema skąd wziąć pieniędzy. Monthomeri znalazł się naprawdę w położeniu bez wyjścia. Wprawdzie ma rozum, lecz któż ceni rozum na rynku życiowym! Posiada siłę fizyczną, ale komu się ona przydać może!
Rozmyślając tak, Monthomeri nie przeczuwał, że niezbadane zrządzenia losu zbliżają mu chwilę ratunku.
— Hej, ty! — rozległ się głos podedrzwiami.
Był to głos ochrypły, ale doniosły. Monthomeri podniósł oczy. W drzwiach stał młody krępy górnik o szerokich ramionach i szyi byka. Odziany był odświętnie: w szarym ubraniu i jasnym krawacie, ale, wnosząc z oczu ciemnych i zawadjackich oraz ze szczęk i pyska, jak u buldoga, twarz jego nie wróżyła nic dobrego.
— Hej, ty! — powtórzył górnik — dlaczegoś nie przysłał mi lekarstwa według rozkazu twego pana?
Monthomeri oddawna przyzwyczaił się do otwartej i bezwiednej brutalności północnego robotnika. Początkowo ordynarne zachowanie się tego ludu doprowadzało go do wściekłości, lecz z biegiem czasu umiał być pobłażliwym i nie zwracał najmniejszej uwagi na tego rodzaju niegrzeczności. Jednakowoż w danym wypadku miał