Strona:PL Doyle - Mistrz z Krocksley.pdf/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Mister Monthomeri, prośba pana jest nierozsądna. Dziwię się jej i panu się dziwię. Pomyśl, sir, ilu studentów-medyków posiada Anglja. Bezwątpienia wielu z nich nie ma funduszów na kształenie się tak, jak pan — czyż ja mam zaopatrywać w pieniądze wszystkich tych młodzieńców? Albo może panu okazać tę łaskę? W takim razie proszę mi wytłumaczyć, dlaczego miałbym względem pana robić wyjątki? Jestem rozgoryczony i onieśmielony, mister Monthomeri, i winę tego panu przypisuje. Pan właśnie wciągnął mnie w takie położenie, że musiałem panu odmówić.
Doktór zakręcił się na pięcie i z miną obrażonej godności wyszedł z apteki. Student uśmiechnął się gorzko i zabrał się znowu do przygotowywania recept. Jakże nędzna i łatwa była ta praca! Mógł ją wykonywać najsłabszy człowiek, ale nie on, posiadający niepospolitą siłę i żelazną energję. Jednak cóż było robić! Na kawałek chleba pracować w ten czy inny sposób. Za służbę u doktora Oldakra otrzymywał całodzienne życie i funt szterlingów na tydzień. Dzięki tej płacy mógł egzystować w ciągu całego lata bez troski i uciułać kilka funtów na zimę. Najgorsza tylko rzecz — ta opłata za naukę! Z pensji Robert nie mógł uskładać niezbędnej kwoty, a nadzieja cała pokładana w doktorze zawiodła. Sta-