Strona:PL Doyle - Dolina trwogi.pdf/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Otrzymałem złą wiadomość, straszliwą wiadomość, Mr. Holmes, — rzekł.
— Dostał pan telegram?
— Dostałem list od kogoś, kto go otrzymał.
— Lękałem się tego, — odrzekł Holmes.
— Chodzi o biednego Douglasa. Mówiono mi, że nazywa się właściwie Edwards, ale będzie dla mnie zawsze Janem Douglasem z Benito canjonu. Mówiłem panu, że wyjechali razem z żoną przed trzema tygodniami do Południowej Afryki na „Palmirze“.
— Właśnie.
— Statek przybył do Cape Town ubiegłej nocy. Dziś rano otrzymałem od pani Douglas taki telegram:
„Jack zginął w morzu w czasie burzy koło Świętej Heleny. Nikt nie wie, kiedy się to stało — Iry Douglas“.
— Ha! A więc tak? — zdefiniował Holmes zamyślony. — No, nie wątpię, że było to dobrze przygotowane.
— Pan sądzi, że to nie był przypadek?
— Rzecz prosta!
— Zamordowano go?
— Napewno.
— I ja tak myślę. Ci przeklęci „węglarze“, to djabelskie gniazdo zbrodniarzy...
— Nie, nie, drogi panie — rzekł Holmes — Tu znać rękę mistrza. Nie ma tu ani strzelb z obciętemi lufami, ani ordynarnych sześciostrzałowych rewolwerów. Można poznać starego mistrza po jego robocie. Wiem, że to dzieło Mariartego. Nad wykonaniem zbrodni czuwał Londyn, nie Ameryka.
— Ale z jakiego powodu?
— Ponieważ dokonał jej człowiek, któremu się wszystko udaje — ktoś, którego stonowisko