Strona:PL Doyle - Dolina trwogi.pdf/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— I któż to jest, u djabła?
— Jest przywódcą węglarzy.
— Słyszałem już o nich. Wspomina się o węglarzach to tu, to tam, a zawsze szeptem. Czego się wszyscy tak boicie! Cóż to są... węglarze?
Właściciel gospody zniżył głos instynktownie, jak każdy, kto mówił o straszliwym związku.
— Węglarze — rzekł — to dawny Zakon Wolnomularzy.
Młody człowiek drgnął.
— Jakto, przecież i ja należę do Związku.
— Pan! Gdybym wiedział, nie użyczyłbym panu gościny — nawet za cenę stu dolarów tygodniowo.
— Ale wszak Zakon stworzony został celem wzajemnej pomocy i dla dobra bliźnich. Tak głosi reguła.
— Może gdzie indziej. Nie tutaj!
— A tutaj?
— To związek morderców, nic więcej.
Mc Murdo uśmiechnął się z powątpiewaniem.
— Jakie pan ma dowody? — zapytał.
— Dowody? Czyż pięćdziesiąt morderstw, to mało? Śmierć Milmana i Van Shorsta i rodziny Nicholsonów i starego Mr. Hyama i małego Billy Jamesa i innych. Oto dowody! Wie o tem każdy mężczyzna i każda kobieta w tej dolinie.
— Posłuchaj mnie — pan! — rzekł z powagą Mc. Murdo. Albo pan cofnie te słowa, albo się pan wytłomaczy. Zrobi pan to zanim wyjdę z pokoju. Proszę się postawić w mojej sytuacji. Jestem obcym w tem mieście. Należę do stowarzyszenia, o którego niewinności jestem przekonany. Znanem jest ono w całych Stanach, jako stowarzyszenie zupełnie nie-