Strona:PL Doyle - Dolina trwogi.pdf/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

brzydoty i brudu. Szeroka ulica zmienioną została dzięki panującemu na niej ruchowi w pooraną kołami masę pomieszanego z błotem śniegu. Chodniki były wąskie i pełne wyrw. Liczne lampy gazowe uwydatniały tylko niezwykły brud i zaniedbanie długiego szeregu domów drewnianych, z werendami zwróconemi do ulicy. Kiedy znaleźli się w środku miasta, oświetliło scenę kilka jasnych wystaw sklepowych i mnóstwo szynkowni oraz domów gry, gdzie górnicy trwonili swój ciężko zapracowany, ale dobry zarobek.
— Oto Dom Związku! — rzekł przewodnik, wskazując na lokal, który można było podnieść nawet do godności hotelu. — Jan Mc. Ginty jest tu przewodniczącym.
— Co to za człowiek? — zapytał Mc. Murdo.
— Co? Nie słyszeliście nigdy o przewodniczącym?
— Jakżeż o nim mogłem słyszeć, kiedy jestem obcy w tych stronach?
— Sądziłem, że nazwisko jego znanem jest w całym Związku. Wspominały o nim często gazety.
— Z jakiego powodu?
— Z powodu?
— Wielki
Boże, jesteś pan naiwnym, jeśli się tak mogę wyrazić. Okolica ta słynną jest tylko z jednego powodu. Dzięki węglarzom.
— Czytałem, zdaje się o węglarzach w Chicago. To banda morderców, nieprawdaż?
— Cicho, jeśli wam życie miłe! — zawołał górnik i przystanął zaniepokojony, spoglądając ze zdumieniem na towarzysza. — Człowieku, nie długo pożyjesz, jeśli tu będziesz odzywał się na ulicach w po-