Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gami opadało na przednie. Musiałobyć niezmiernie silne, a choć było tak wielkie jak stojący dęba słoń, jednak ruchy miały mimo to zadziwiająco zwinne.
W pierwszej chwili, gdym je ujrzał, miałem nadzieję, że to iguanodon, o którym wiedziałem, że jest nieszkodliwy, ale mimo mego nieuctwa, spostrzegłem wkrótce, że miałem przed sobą zupełnie odmienne zwierzę. Zamiast łagodnej sarniej głowy, żywiącego się liściem trzypalczastego zwierza, bestia ta miała płaską szeroką ropuchowatą paszczę, podobną do paszczy owego drapieżnika, który napastował nasz obóz w nocy. Groźny pomruk zwierzęcia, wytrwałość, z jaką mnie prześladował, przekonywały mnie, że był to krwiożerczy dinosaurus, jedno z najstraszniejszych zwierząt, jakie kiedykolwiek żyły na ziemi.
Olbrzymia ta poczwara posuwała się naprzód, opadając wciąż na przednie łapy i co jakiś czas opuszczając nos ku ziemi węszyła moje ślady. Nie kiedy gubiła je na chwilę, ale później znów opadała na trop i podskakując, zbliżała się szybko tą samą drogą, którą przeszedłem.
Nawet teraz, gdy myślę o tym strasznym potworze pot występuje mi na czoło. Co miałem począć? Bezużyteczna dubeltówka ciążyła mi na ramieniu. Czegóż się mogłem po niej spodziewać? Obejrzałem się rozpaczliwie wokół za skałą lub drzewem, ale znajdowałem się wśród gęstych zarośli,