Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Słusznie — poparł go lord Roxton — ponieważ płaskowzgórze nie wydaje się wielkiem, więc albo znajdziemy jaką drogę, wiodącą nań, albo powrócimy do miejsca z któregośmy wyruszyli.
— Tłumaczyłem już tu obecnemu młodzieńcowi — rzekł Challenger, który ma sposób wyrażania się o mnie jakgdybym był dziesięcioletnim uczniakiem — że niepodobieństwem jest aby istniała jakaś dostępna droga na płaskowzgórze, w tym bowiem wypadku nie mogłoby być ono kompletnie izolowanem, i nie wytworzyłyby się na niem te zupełnie odrębne warunki, przeczące ogólnemu prawu walki o byt. Ale myślę, że znajdują się jakieś przejścia po których wytrawny góral mógłby wedrzeć się na płaskowzgórze, choć nie może się przez nie przedostać żadne ciężkie i duże zwierzę. Ba, jestem przekonany, że takie przejścia istnieją.
— Skąd to przekonanie? — zagadnął cierpko Summerlee.
— Ponieważ mój poprzednik, amerykanin, Maple White, musiał z nich skorzystać. W przeciwnym razie skądże byłby widział tego potwora, którego narysował w swym notatniku?
— Tem rozumowaniem wyprzedza pan nieco fakty — odparł uparty Summerlee — godzę się na pańskie płaskowzgórze bo je widzę, ale nie upewniłem się jeszcze, czy istnieje na niem życie, w jakiejkolwiek formie.