Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie listów do dorzecza Amazonki. W kilka godzin później ujrzeliśmy ich jak szli szeregiem przez równinę, a każdy dźwigał na głowie tobołek. Wierny murzyn, to jedyne ogniwo, łączące nas z pozostałym światem, umieścił się w naszym małym namiocie tuż u stóp skały.
Należało się zdecydować co do dalszych kroków. Przenieśliśmy nasz obóz z pośród zarośli na małą polankę, otoczoną zewsząd drzewami; w samym jej środku znajdowało się kilka płaskich skał, na których rozsiedliśmy się wygodnie, naradzając się nad podbojem tej nieznanej krainy. Wśród drzew nawoływały się wzajemnie ptaki, — jeden z nich odznaczał się dziwnym, głuchym skrzekiem, jakiegośmy dotychczas jeszcze nigdy nie słyszeli — poza tymi jednak odgłosami nie było wokół ani znaku życia.
Pierwszą naszą czynnością było sporządzenie inwentarza; dzięki zapasom, jakieśmy zabrali ze sobą i tym, które nam dostarczył Zambo, byliśmy wcale dobrze zaopatrzeni. Ze względu na niebezpieczeństwa, jakie mogły nam zagrażać, najcenniejszy nabytek stanowiły cztery strzelby i tysiąc trzysta naboi. Pozatem mieliśmy jeszcze fuzję, ale tylko sto pięćdziesiąt kul. Co do żywności, to było jej poddostatkiem na kilka tygodni; posiadaliśmy jeszcze spory zapas tytoniu i nieco przyrządów naukowych, między innymi duży teleskop i wyborną lunetę. Cały ten nasz dobytek