Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

U naszych stóp ciągnęła się równina, za którą zostawiliśmy nasze czółna, dalej, w fioletowej mgle horyzontu, płynął strumień, ta jedyna droga wiodąca do cywilizowanych krajów, ale miedzy nami a tymi dwoma łącznikami zerwane zostało jedyne ogniwo. Jakaż siła zdołałaby zapełnić przepaść, dzielącą nas od przeszłości? Jedna chwila zmieniła doszczętnie cały bieg naszego życia.
W tej to chwili poznałem charakter moich towarzyszy: byli poważni, ba, nawet zamyśleni, ale zupełnie spokojni.
Narazie pozostawało nam jedynie siedzieć wśród zarośli i oczekiwać zjawienia się Zambo. Po niejakimi czasie poczciwa jego, czarna twarz mignęła wśród skał, aż wreszcie cała herkulesowa postać ukazała się na szczycie piramidy.
— Co ja robić teraz? — zawołał — panowie powiedzieć. Zambo robić.
Pytanie było łatwiejsze niżeli odpowiedź; jedno wszakże czuliśmy wyraźnie: murzyni był jedynym łącznikiem z zewnętrznym światem, i dlatego nie powinien był pod żadnym pozorem porzucać nas.
— Nie, nie — wołał — Zambo nie porzucić. Cokolwiek być ja zawsze tutaj. Ale nie potrafić trzymać indjan. Oni powiedzieć za dużo Curupuri wracać do domu. Panowie odejść, a Zambo nie potrafić ich trzymać.
Istotnie, od niejakiego czasu, indjanie okazywali chęć do powrotu i wielkie znużenie podróżą.