Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wie zresztą, czy nie należało go ukarać, gdyż istotnie musiał przyłożyć ręki do tej zbrodni.
Teraz dopiero, wobec słów rzuconych przez metysa, zaczęliśmy uprzytamniać sobie jego rozmaite, dziwaczne postępki: ciekawość, z jaką starał się przeniknąć nasze plany, pochwycenie go na gorącym uczynku podsłuchiwania pod naszym namiotem, nienawistne spojrzenia, jakich nie mógł czasami powściągnąć. Rozstrząsaliśmy to wszystko, zastanawiając się zarazem nad nasza sytuacją, gdy uwagę naszą zwróciła dziwna scena, rozgrywjąca się na równinie, u naszych stóp.
Biało ubrany mężczyzna, który mógł być tylko drugim metysem, uciekał tak, jak ucieka człowiek ścigany przez śmierć. Tuż za nim biegła olbrzymia hebanowa postać: był to Zambo, nasz wierny murzyn. Dopędziwszy zbiega, skoczył na niego, rękoma chwytając go za szyję. Obydwaj padli i potoczyli się po ziemi, ale po chwili Zambo powstał i, spojrzawszy na leżącego nieruchomo metysa, i dając nam jakieś radosne znaki, pobiegł w naszą stronę. Biała postać zabitego leżała nieruchomo wśród wielkiej równiny.
Tak więc obaj zdrajcy zostali zgładzeni, ale nie zmieniało to w niczem następstw ich zbrodni. Nie mogliśmy powrócić do obozu. Z mieszkańców świata przedzierzgnęliśmy się w mieszkańców płaskowzgórza, a świat i płaskowzgórze były ze sobą rozdzielone bezpowrotnie!